Jeśli sięgasz po książkę Rudnickiego po raz pierwszy, przygotuj się na skok w głębię głowy na gumie od majtek. Od tego, co ten człowiek tu wypisuje, wyprostować się mogą wszystkie fałdy na mózgu.
„Trzy razy tak” Rudnickiego jest paletą tekstów, gdzie nieprzygotowany na taką dawkę surrealizmu czytelnik może poważnie zapaść na zdrowiu. Nie żartuję. Ta książka to nawet nie surrealizm. To walec drogowy w połączeniu z piłą tarczową, który robi z mózgu czytelnika konfetti, intelektualnie szatkując go na mikro kawałki, których nie da się już nijak poskładać.