Bodo Kox-Dziewczyna z szafy, czyli uciec, ale dokąd

7547538.3Przyznaję, nie jestem koneserem kina. Otwarcie mówię, że na filmach się za bardzo nie znam. Zwykle oceniam filmy emocjonalnie. Podoba mi się, lub nie podoba.

W filmie, który oglądam lubię zastanowić się nad fabułą, przekazem, treścią, grą aktorską. Uwielbiam zaskakujące zakończenia, które skłaniają do przemyśleń. „Dziewczyna z szafy” Bodo Koxa urzekła mnie zapowiedzią.

Z kolorowego afisza między innymi spoglądał na mnie aktor, którego bardzo lubię (Mecwaldowski), a pod spodem widniało takie wprowadzenie: Nieszablonowa komedia o przyjaźni trójki samotników: zdolnego webmastera Jacka (wychwalany przez krytykę za rolę w „80 milionach” Piotr Głowacki), jego zamkniętego w sobie, niezwykle utalentowanego brata Tomka (wirtuoz polskiej komedii Wojciech Mecwaldowski w zaskakującej kreacji na miarę Dustina Hoffmana w „Rain Manie”) i nieufnej wobec otoczenia młodej antropolog Magdy (świetny debiut Magdaleny Różańskiej).

I na tym się skończyło. Nie wiem, kto napisał te słowa na plakacie, ale są naprawdę dobre. Lepsze niż film. Komedię potraktowano tutaj dosłownie, jak gatunek dramatu, a nie to, o czym myśli człowiek, kiedy idzie do kina po rozrywkę. Chociaż nawet to mija się z prawdą, bo komedia to utwór dramatyczny o żywej akcji i pomyślnym zakończeniu, który przedstawia się w sposób zabawny i ośmiesza wady ludzkie. Nie było żadnej żywej akcji. Zakończenia pomyślnego doczekałem się dopiero, gdy opuściłem kino.

W filmie próżno go szukać, bo go zabrakło. Nikt nie próbował wysilić się nawet na przedstawienie osób tu występujących w sposób zabawny. Zabawna myśl, która kołatała się po głowie w trakcie seansu to taka, że bilety nie są wcale takie tanie i żeby tak stąd uciec. Tylko dokąd? Pozostali widzowie na sali wyrażali to słowami uchodzącymi za niecenzuralne w bardziej bezpośredni sposób niż ja. Bohaterowie filmu to totalne świry i tyle.

Chociaż jeden z nich jest normalny. To Tomek (Wojciech Mecwaldowski), który gra mężczyznę chorego na autyzm. Jego brat Jacek (Piotr Głowacki) to uzależniony od seksu (na sceny nie liczcie), niedowartościowany webmaster, inteligentny, ale kompletnie pokręcony. Zamieszkują na XV piętrze na jednym z wielkich blokowisk w środku jakiegoś bliżej nieokreślonego miasta (niektórzy widzą tu podobno Warszawę).

Biednego raczej, bo policjant, (Eryk Lubos), jeździ starym Oplem Astrą w bardzo dawnym policyjnym malowaniu a tak nieziemsko obtłuczonym, że aż dziwne, że to jeszcze się porusza. Na tej samej klatce zamieszkuje pani Kwiatkowska (Teresa Sawicka), leciwa już dama, chyba najbardziej alogiczna rola w tym teatrzyku bezsensu. Naprzeciw braci zamieszkuje ekscentryczna, uzależniona od narkotyków, gazu z kuchenki, wizji halucynogennych i szafy Magda (Magdalena Różańska). Akcja rozpoczyna się, gdy Jacek musi lecieć na kolejne seks-spotkanie w sprawie pracy i nie ma, z kim zostawić brata, bo Kwiatkowska akurat ma gościa. Wybór pada na Magdę i ta o dziwo się zgadza. Widocznie gaz z kuchenki był pierwszej jakości.

Od tej pory kwitnie miłość autystycznego Tomka i Magdy, myślącej ciągle o samobójstwie. W tle latają sterowce, mamy obraz dżungli w szafie, pojawiają się wizje potworów o ludzkich twarzach oraz zewsząd prześladuje nas wszechogarniająca psychoza. Nie ma efektów specjalnych, nie ma wartkich akcji, nie ma pościgów i dublerów, nie ma też zabawnych scen i trudno doszukać się tu jakiejś śmiesznej odsłony.

Nie ma też fabuły, brak wzruszających historii, zabrakło weny w scenariuszu i trudno doszukać się czegokolwiek, co uzasadnia wydanie pieniędzy na bilet. Całość wygląda, jak żałosne stepowanie dzikich Amazonek po gorących węglach z męskimi członkami w ręce na środku oceanu wśród latających zeppelinów, gdzie wszyscy odprawiają modły na ołtarzu pure nonsensu do bliżej nieokreślonego czegoś. Nie pomaga nawet idiotycznie wkomponowany element romansu, czy zupełnie bezsensowny wątek nieuleczalnej choroby Tomka.

Ten motyw to chyba pojawił się, dlatego, że reżyser ewidentnie nie miał żadnego pomysłu na zakończenie.Toteż w moim odczuciu potencjał „Dziewczyny z szafy” został pogrzebany zanim zabrzmiał pierwszy „klaps” w tym filmie. Filmu nie polecam nikomu, kto, jak ja nie rozumie, o czym mówią krytycy i czym się zachwycają, gdy piszą o mainstremowych debiutach, ekscentrycznych zapożyczeniach z Rain Mana, czy porównują to dzieło do niezależnego kina amerykańskiego.

Odradzam, bo można wyjść z tego filmu emocjonalnie pogruchotanym, ze schyloną głową przed nisko lecącymi Zeppelinami doszukując się potworów w twarzach przechodniów. Jedna tylko rzecz nurtuje mnie szczególnie. O co chodziło reżyserowi z tym rowerem przypiętym do kaloryfera na XV piętrze, który był pokazywany, co trzecią scenę? Gatunek: Dramat, Komedia

Produkcja: Polska

Premiera: 14 czerwca 2013 (Polska) wrzesień 2012 (świat)

Reżyseria i scenariusz: Bodo Kox

Czytaj wiecej: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/bodo_koxdziewczyna_z_szafy_czyli_uciec_ale_dokad_recenzja_274439.html

Dodaj komentarz